Trwa ładowanie..

Wiesław Gołas

Biografia

ur. 4 X (data urzędowa) / 9 X (data prawdziwa) 1930 w Kielcach

Aktor teatralny, filmowy i kabaretowy. Zaliczany do grona najlepszych i najbardziej lubianych aktorów polskich.  

Syn ogniomistrza 2. Pułku Artylerii Lekkiej Legionów, który zginął w obozie w Majdanku. Sam w 1943 roku wstąpił do Szarych Szeregów. Przybrał pseudonim Wilk. Uczestniczył w akcjach zdobywania broni, a także w rozstrzelaniu konfidenta. W grudniu 1944 r., podczas nieudanej akcji, został aresztowany przez gestapo. Trafił do celi, w której wcześniej więziony był jego ojciec.

Z powodu pochodzenia (syn oficera) nie został przyjęty do krakowskiej szkoły teatralnej. Ukończył wydział aktorski warszawskiej PWST w 1954 roku. Po dyplomie trafił na jeden sezon do Teatru Dolnośląskiego w Jeleniej Górze, gdzie debiutował rolą – jak się po latach okaże ulubioną, zagraną jeszcze dwukrotnie – Papkina w Zemście Fredry. Od roku 1955 był nieprzerwanie aktorem scen warszawskich – Teatru Dramatycznego (do 1957 działającego pod nazwą Teatru Domu Wojska Polskiego) do roku 1985, a potem do przejścia na emeryturę w roku 1992 Teatru Polskiego. Po roku 1992 występował jeszcze gościnnie na scenie Polskiego, głównie w spektaklach Fredrowskich (Damy i huzary, Dożywocie, Intryga, EuroCity [Z Przemyśla do Przeszowy]), po raz ostatni w 2006 roku w Jak wam się podoba Szekspira zagrał Henri Rousseau.

Na scenie Teatru Domu Wojska Polskiego karierę rozpoczynał od roli Rycerza Czarnego w Weselu Wyspiańskiego w reż. Maryny Broniewskiej i Jana Świderskiego, choć najbardziej zawsze marzył o zagraniu Jaśka. W 1958 roku rolą Gila w Paradach Potockiego wpisał się do grona najwybitniejszych polskich aktorów swego pokolenia. Krytyka nie szczędziła pochwał: „To, co robi na scenie Wiesław Gołas, można określić tylko jako nieposkromiony wybuch entuzjazmu. Jego Gil po prostu kipi; arlekinada nie ma nic z zawodowstwa smutnawego pajaca. Gdy Gołas śmieje się i stroi miny, widać, że czyni to naprawdę, przede wszystkim ku własnej uciesze; kiedy fika koziołki, to nie w ramach etatu Stołecznej Rady Narodowej, ale z nadmiaru żywotności” (Grzegorz Sinko, „Nowa Kultura” 1958 nr 1). „Gołas w roli Gila zabłysnął wybitnym talentem pantomimicznym, zwinnością, lekkością ruchów, sprawnością fizyczną w karkołomnych ewolucjach, a przy tym niebywałą werwą komiczną” (Zofia Karczewska-Markiewicz, „Życie Warszawy” 1958 nr 293). Po występach w Teatrze Narodów w Paryżu w 1959 roku zachwycała się nim także prasa francuska: „jest po prostu sensacyjny (nazywa się Wiesław Gołas) i umie wszystko: grać komedię, oczywiście, ale także śpiewać, tańczyć, grać pantomimę i pojedynkować się tak jak nikt się na naszych scenach nie pojedynkuje” (Guy Leclerc, „L’Humanite” 1959 z 13 kwietnia). „Umiejętność «podsztukowywania» aktorstwa walorami intelektualnymi gry, sytuacji – jest główną cechą warszawskiego przedstawienia Parad. Za przykład może służyć nasz świeżo upieczony Arlekin, Wiesław Gołas. Jego Gil jest nie tylko zręczny aktorsko, wygimnastykowany – ale właśnie błyskotliwy, inteligentny. W jednoaktówce Podróż do Indii osiąga szczyty swojego «nowego» aktorstwa. Znakomicie podchwytuje intencje reżysera, dopowiada je: czy to wtedy, gdy w sennym majaczeniu wyśpiewuje ni stąd ni zowąd refren piosenki Montanda, czy wystukuje nogami jazzową synkopę, znakomicie przekazuje dyskretne aluzje do współczesności. Aktorstwa tego rodzaju opowiedzieć nie można, ponieważ jest ono niezależne od literackiego podłoża, od idei – jest czyste” (VIR., „Ekran” 1959 nr 15).

Przez trzy dekady spędzone w Teatrze Dramatycznym grał w spektaklach najwybitniejszych reżyserów pracujących na tej scenie – Ludwika René, Lidii Zamkow, Konrada Swinarskiego, Wandy Laskowskiej, Jana Świderskiego, Jerzego Jarockiego, Witolda Zatorskiego. W sztukach Brechta, Ionesco, Dürrenmatta, Mrożka, Gombrowicza, Różewicza, Witkiewicza, Szekspira. Ale największe uznanie krytyków i dozgonną sympatię widzów zaskarbił sobie doskonałymi kreacjami komediowymi, których ma w swoim dorobku najwięcej i z których każda kolejna budziła rosnący podziw dla jego talentu, sprawności i pomysłowości.

„Każda rola Wiesława Gołasa to rozkosz dla oczu i uszu. – pisał Jacek Frühling po Uczcie morderców Wydrzyńskiego w reż. Wandy Laskowskiej – Jego przemiana z knajaka posługującego się mową, wobec której Wiech to frajer lśni całą gamą kolorów i jest wręcz urzekająca” („Tygodnik Demokratyczny” 1960 nr 34). W roli Nowaka w Ptakach Jareckiego i Osieckiej w reż. Konrada Swinarskiego „jak zwykle zniewala świetną vis comica i absolutną sprawnością ciała” (Andrzej Drawicz „Sztandar Młodych” 1960 nr 73), podchwycił „etos ludowej komedii” i „dał komediowe studium alkoholizmu jako cechy narodowej, wzbogacone świetnymi wynalazkami, jak np. wybuchy góralskiego folkloru w pijackich okrzykach” (Andrzej Wirth, „Nowa Kultura” 1960 nr 14). „Bohaterem wieczoru jest Wiesław Gołas w roli Nowaka. Co za bogactwo werwy komicznej, poczucia humoru, rozbrajającej bezpośredniości w podawaniu dowcipów! Od Parad Potockiego przez Witkiewicza do Ptaków z radością obserwuję rozwój komediowego talentu tego artysty, którego wielkim atutem jest zdolność przeobrażania się, szukania coraz to nowych środków wyrazu. Gołas jedyny bodaj w tym przekonaniu potrafił stworzyć postać przerastającą narzucony przez autora adaptacji styl szopkowy, potrafił przypomnieć, że powstała ona na materiale wielkiej komedii. Pod pokrywką farsowej śmieszności ukazał w tej żałosnej figurze pijaczyny cechy wzruszająco ludzkie” (Zofia Karczewska-Markiewicz, „Życie Warszawy” 1960 nr 74).

„Gołas jako Koczkariew [Ożenek Gogola w reż. Jana Świderskiego]. Dyscyplina gimnastyczna, bezbłędne opanowanie ciała, oddane na usługi zamysłu artystycznego. Fircyk-intrygant o błyskawicznym refleksie. Rola pomyślana jako kontrast w zestawieniu ze statycznym Podkolesinem. Gołas niemal tańczy na scenie, lekki, zwinny, szybki. Pokazuje geniusza intrygi i zarazem jego ograniczenia. […] Postać jak z komedii dell'arte” (Andrzej Wirth, „Nowa Kultura” 1961 nr 47).

„Aktorem, którego niejako już «na zapas» witała widownia oklaskami, był Wiesław Gołas w roli zamaszystego, ustosunkowanego pułkownika Skałozuba [Mądremu biada Gribojedowa w reż. Ludwika Rene]. W toku gry okazywało się, że w pełni zasługuje na te oklaski. Stworzył subtelną karykaturę zadowolonego ze siebie człowieka, któremu nie darmo autor dał nazwisko Skałozuba-Szczerzącego Zęby. Był nieodparcie komiczny” Karolina Beylin, „Express Wieczorny” 1967 nr 127).

„Niezrównany portret satyryczny porucznika ułanów Krzyżapolskiego [Pamiątkowa fotografia Jurandota w reż. Witolda Skarucha] stwarza prawie wyłącznie środkami mimicznymi ruchem i gestem, Wiesław Gołas” (Roman Szydłowski, Trybuna Ludu 1967 nr 50).

„Są w tym przedstawieniu – opisywał Czarną komedię Shaffera w reż. Piotra Piaskowskiego Andrzej Jarecki – kilkunasto-minutowe partie akcji, kiedy nie słychać ani jednego słowa, bo widownia śmieje się bez przerwy. Podobno ginie w tym tumulcie kilka ładnych opowiadań, parę dobrych dowcipów. Ale jakaż na to rada, skoro właśnie w tym czasie Wiesław Gołas wykonuje swą popisową scenę wynoszenia krzeseł z salonu. Wynosi krzesła po ciemku (korki wysiadły), w tajemnicy przed gośćmi, którzy się na nich rozsiedli. Trudno sobie wyobrazić, kto tego nie widział, ile w tej scenie żywiołowego dowcipu, ile cyrkowego (w najlepszym znaczeniu tego słowa), farsowego, komediowego mistrzostwa Wiesława Gołasa. W tej scenie, i w całym przedstawieniu” (Andrzej Jarecki „Sztandar Młodych” 1969 nr 96).

„Wiesław Gołas w roli Moczałkina [Słoń Kopkowa w reż. Witolda Skarucha] święci kolejny triumf. Jego bohater – przeczytał książkę, jak to burżuje wyzyskują, i zaczął marzyć o burżujskim życiu – jest nie tylko nieodparcie śmieszny, lecz także wzrusza, kiedy sztuka przemienia się w baśń ujawniającą ludzkie tęsknoty i potrzeby wewnętrzne” (Krzysztof Głogowski, „Kierunki” 1976 nr 20). „Dawno nie miał tak soczystego tworzywa Wiesław Gołas: nadał swemu Moczałkinowi frantowski rozmach i uncją przysłowiowego chłopskiego rozumu go podbarwił, nie zagubił też poetyczności ludowych bajań, którymi Kopkow tekst Moczałkina krasi” – dodawał Witold Filler („Express Wieczorny” 1976 nr 86), a Roman Szydłowski podkreślał, że „jest on nieodparcie śmieszny, ale są momenty, w których potrafi być przejmujący. Przekazuje w pełni nie tylko dowcip, ale i sens tej roli” („Trybuna Ludu” 1976 nr 96).

Zaprezentował „swe niewyczerpane możliwości mimiczne i pantomimiczne w rolach różnorodnych i całkowicie odmiennych” w Kubusiu Fataliście i jego Panu Diderota w reż. Witolda Zatorskiego (Roman Szydłowski, „Trybuna Ludu” 1976 nr 305). „Całkowitą rewelacją wieczoru okazał się odtwórca kilku epizodów – Wiesław Gołas, którego można by «jeść całymi łyżkami». Przypomniał swoje najlepsze osiągnięcia, czując zarówno temperaturę, jak i dopuszczalny czas trwania każdego gagu. Dopracował każdy element tak, że żadna z sytuacji i żaden z dowcipów nie były puste” – podkreślał Krzysztof Miklaszewski („Teatr” 1977 nr 6).

Recenzenci nie stronili od pochwał po zagraniu przez Gołasa głównych ról w dwóch sztukach Ghelderodego, zrealizowanych w Dramatycznym, w których mistrzowsko łączył tragizm i groteskę. Po tytułowym Kościeju w Wędrówce Mistrza Kościeja w reżyserii Ludwika René pisał August Grodzicki: „osią podtrzymującą całe przedstawienie był Wiesław Gołas, jako Mistrz Kościej, kapitalny w makabrycznej grotesce pijanej śmierci, bardzo śmieszny, układał swą grę z realnych elementów przenoszonych do innej rzeczywistości” („Życie Warszawy” 1965 nr 271). Wtórowała mu Karolina Beylin: „Z aktorów na plan pierwszy wysunął się Wiesław Gołas, w trudnej groteskowej roli Mistrza Kościeja, wysłanego na ziemię, dla przeprowadzenia całkowitej zagłady – uczynienia końca świata. W pierwszej części widowiska był znakomity i każde jego zjawienie się budziło dreszcz zgrozy w połączeniu z efektami czysto komicznymi” („Express Wieczorny” 1965 nr 271). A Jerzy Zagórski dopełniał: „jest w przedstawieniu coś, co będzie się pamiętało dłużej niż koncepcję reżyserską czy oprawę malarską. Mianowicie wspaniałą kreację Wiesława Gołasa w roli Nekrozotara, czyli Mistrza Kościeja. Utrzymał się niezachwianie w makabrycznej grotesce. Był jednocześnie przerażający jak sroga ballada o powszechnej zagładzie i zabawny jak najlepsze przedrzeźnianie. Tą kreacją pogłębił i rozbudował swoje emploi, podnosząc w naszych oczach jeszcze wyżej zdobytą już przez siebie rangę” („Kurier Polski” 1965 nr 266).

Siedem lat później wystąpił w głównej roli – Hieronimusa w Czerwonej magii w reż. Piotra Piaskowskiego, „dając popis sztuki najwyższej próby. Artysta tak wybitny, popularny i sprawdzony w tylu teatralnych, filmowych i telewizyjnych opresjach jak Gołas, nie potrzebuje, by grzecznościowo garnirować jego nazwisko wymyślnymi przymiotnikami. Trudno jednak powstrzymać się od nich, skoro to, co stworzył na malutkiej scenie Sali Prób, jest tak wielkie. Namalował on portret chciwości. Już nie człowieka nawet, ale cechy charakteru. Jakże ludzkiej i nieludzkiej zarazem. Portret o wielu barwach, tonach, odcieniach. Wyrzekając się efektownych chwytów scenicznych, gierek, kokietowania publiczności swym szelmowskim wdziękiem – zarysował Gołas głębokie, wnikliwe studium psychologiczne. Dokonał autopsji chciwości, żądzy posiadania wszystkiego i za każdą cenę. Niszczącej człowieka niczym nałóg namiętności, by mieć! A mimo, że swego bohatera osądza surowo, nie tuszując niczego, to przecież pozwala nam na samym końcu obdarzyć go ciepłem ludzkiego współczucia. Wtedy, gdy my już wiemy, że los się dokonał. My, ale nie on Hieronimus-Gołas” (Andrzej Hausbrandt, „Express Wieczorny” 1972 nr 118). Tej opinii wtórowali inni krytycy, pisząc: „Stwarza kreację dużej klasy wyrazistą, ale w niczym nie przerysowaną, farsową ale dramatyczną – demoniczny błazen budzący grozę i odrazę” (August Grodzicki, „Życie Warszawy” 1972 nr 94). „Nareszcie oglądamy Wiesława Gołasa w roli godnej jego wielkiego talentu. Jego Hieronimus jest śmieszny i tragiczny, trochę niesamowity, a przecież tak bardzo ludzki” (Roman Szydłowski, „Trybuna Ludu” 1972 nr 116).

Ale ukochaną rolą aktora był fredrowski Papkin, którego zagrał trzykrotnie, poczynając od debiutu. „Fredrowski Papkin jest dla mnie uosobieniem zawodu aktora. Grałem go kilkaset razy, najpierw w 1954 roku w Jeleniej Górze, następnie w Teatrze Dramatycznym w reżyserii Holoubka, a potem w Polskim u Dejmka. Każdy z nas aktorów jest po trosze Papkinem, bo jesteśmy jednocześnie i śmieszni, i tragiczni, sprzedajemy się za miskę zupy. I jest to postać, którą można grać w każdym wieku. Zespoliłem się z tą rolą. Dobrze to zrozumiał Wojtek Młynarski, bo napisał w jednej z piosenek: «ile Gołas ma z Papkina, a Papkin z Gołasa»” („Gazeta Wyborcza” 2010 nr 232). „Papkin to mój cały zawód. Gdybym był wykładowcą w szkole teatralnej, powiedziałbym swoim studentom, że całe to okrutne aktorstwo mieści się w Papkinie, który jest poetycki, śmieszny, naiwny, zadziorny...” („Elity” 2005 nr 1–2).

Po Papkinie zagranym w Teatrze Dramatycznym recenzenci nie mieli wątpliwości, że „Wiesław Gołas jako Papkin zabłysnął całą swą siłą komiczną, umiejętnie utrzymaną w ryzach umiaru. Był to chyba najweselszy Papkin, jakiego oglądaliśmy w teatrze po wojnie. A przy tym doskonale dostrojony do tła życia i towarzystwa w tym sarmackim, podupadającym zamku. Gołas podaje poetyckie strofy Fredry ze swobodą i naturalnością, jakby od urodzenia mówił tylko wierszem” (August Grodzicki, „Życie Warszawy” 1970 nr 286). „Wiesław Gołas gra go żywiołowo. Nie ma czasu na rozpamiętywanie swego żalu i pokrzywdzenia. Sam się sobą bawi. Sobą i światem. Zaledwie się po raz pierwszy pojawił, publiczność już tego Papkina wita śmiechem, powierzchowność, strój, ruchy, gesty, wszystko wzbudza wesoły zachwyt. A przecież nie ma tu karykaturalności. Tak pojęty Papkin nie kosztem siebie bawi, ale dzięki swej fantazji. Nie nadużywa krzyku, chyba że go do tego wzywa sytuacja. Gdy śpiewa piosenkę o kocie, sposób trzymania instrumentu i zachowania się górują nad sensem i tonem utworu” (Wojciech Natanson, „Kultura” 1970 nr 50).

Ostatnią rolą zagraną w Teatrze Dramatycznym był Antonio w Weselu Figara Beaumarchais w reż. Witolda Skarucha, którym „ brawurowo przypomniał się tysiącom swoich zwolenników”(F.Z.K., „Szpilki” 1983 nr 47). Udowodnił po raz kolejny, że „jego siła komiczna jest niezniszczalna” (Tomasz Miłkowski, „Walka Młodych” 1983 nr 49), „dobywając nieograniczonych środków komicznych” (Krystyna Gucewicz, „Express Wieczorny” 1983 nr 239).

Równolegle z karierą teatralną rozwijała się jego niezwykle bogata kariera filmowa. Wystąpił w kilkudziesięciu filmach fabularnych i serialach telewizyjnych, w przeważającej mierze w drugoplanowych lub epizodycznych, ale znaczących i charakterystycznych rolach, nie tylko komediowych, jak choćby brutalny gestapowiec w Jak być kochaną Wojciecha Hasa. Za najwybitniejszą w jego filmowym dorobku zgodnie uznano postać Hipolita Kalenia w Ogniomistrzu Kaleniu, żołnierza, który z frontowego wesołka zmienia się w bohatera tragedii.

Gołas to także niekwestionowany mistrz sztuki kabaretowej. Już w drugiej połowie lat. 50, z grupą przyjaciół ze szkoły teatralnej współtworzył legendarny kabaret „Koń”, z którym występował w Teatrze Dramatycznym. Był jednym z filarów kabaretu „Dudek” (1966–74). Skecze (Ucz się Jasiu) czy piosenki (Tupot białych mew, W co się bawić, W Polskę idziemy) w jego wykonaniu zapisały się na trwałe w historii polskiego kabaretu. Podobnie jak te wykonywane przez niego w telewizyjnym Kabarecie Starszych Panów, w którym występował w latach 1959–66 – Upiorny twist, No co ja ci zrobiłem, Do ciebie szłem.

Więcej informacji o Wiesław Gołas na stronie Encyklopedii Teatru Polskiego.