Trwa ładowanie..

XVII Warszawskie Spotkania Teatralne
28 lutego 1987  –  12 marca 1987

Znowu Warszawskie Spotkania Teatralne

Znowu... Czy wchodzimy do tej samej rzeki? Zapewne. Ale czy na pewno?
Bo wiemy przecież, że nie uda się dwa razy wejść do tej samej rzeki.
Rzeka jest zawsze inna. I my jesteśmy inni.
Poprzednie Warszawskie Spotkania Teatralne odbyły się sześć lat temu,
na przełomie stycznia i lutego 1981 roku. Potem był stan wojenny. Potem
powstał Teatr Rzeczypospolitej, który miał między innymi przejąć także
rolę Warszawskich Spotkań Teatralnych. Potem zaczął się zmieniać Teatr
Rzeczypospolitej. Jak należało się tego od początku spodziewać. Zamiast
święta teatralnego trwającego przez dwanaście miesięcy w Warszawie stał
się codziennością naszego życia teatralnego na terenie całego kraju. Potem
zaczęło się zmieniać i życie, nie tylko teatralne.
Wracają więc i Warszawskie Spotkania Teatralne. Teraz, kiedy są znowu
faktem, wielu przyznaje się do ich ojcostwa. Powtórnego ojcostwa. Kto
przyczynił się do ich wznowienia – jest trudne do ustalenia. Ta myśl oczywista
tłukła się po głowach od dawna, pod różnymi warszawskimi adresami.
Angażowali się w to działacze kultury, krytycy, artyści, dyrektorzy – nie
zawsze patrzono na te wysiłki życzliwie. Ale o tym także pomilczmy.
Aż wreszcie doszło do dziwnego z pozoru mariażu, który dziś wydaje się
całkiem naturalny i logiczny, a który cztery, pięć lat temu trudno było sobie
wyobrazić. Warszawskie Spotkania Teatralne odbywają się pod skrzydłami
Teatru Rzeczypospolitej, a współgospodarzem jest Wydział Kultury i Sztuki
Urzędu m.st. Warszawy. Wedle tej samej co zawsze zasady: jako impreza
ciągła, trwająca bez przerw między kolejnymi zaproszonymi przedstawieniami,
pokazująca publiczności warszawskiej najciekawsze przedstawienia
minionego od poprzednich Spotkań okresu, niegrane dotąd w Warszawie.
Bez jury, bez nagród, bez konkursu. O tym, co lepsze, co najchętniej
oglądane, zadecyduje po prostu widownia. Jedynym wyróżnieniem mogą
być w tej sytuacji oklaski, jedyną nagrodą – pamięć o rolach, o dekoracjach,
o muzyce, o spektaklach. Jak dawniej.
Warszawskie Spotkania Teatralne powinny sprawić satysfakcję swojej
publiczności. Nic więcej. Nie mają do załatwienia żadnego innego, ubocznego
celu. Są z tego punktu widzenia imprezą bezinteresowną. Prócz
jednego może, o czym powiedzieć trzeba wyraźnie: aby przez tych kilka dni
w Warszawie teatr okazał się sprawą odświętną. Zapomniał o swoich kłopotach
codziennych, dokuczliwościach, rozczarowaniach – o których tyle się
mówi i myśli. Pewnie nie bez powodu. Nie jest to bowiem ten sam teatr i ta
sama publiczność, co w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych? Lepszy?
Gorszy? To nie ma istotniejszego znaczenia, jest zresztą bardzo trudne do
zmierzenia. Na pewno jednak nie ma w tej chwili najlepszego samopoczucia.
Wiary jak dawniej w to, że potrafi być świętem w życiu wiernej mu
ciągle publiczności. Jeżeli uda się bodaj część tej niewiary zlikwidować,
choćby na okres spotkań w Warszawie, będzie można powiedzieć, warto
było wznowić tę imprezę po sześciu latach. Teatr nie może bowiem być
sztuką szarej codzienności. Więdnie, kiedy brak mu dowodów, że jest
chciany, potrzebny, oczekiwany.
W każdym razie takim innym, odświętnym spotkaniem z teatrem były
dotąd kolejne Warszawskie Spotkania Teatralne. I po to wracają do życia,
jako impreza potrzebna także samemu teatrowi, w Polsce i w Warszawie.

jkg